--------------------
W Hogwarcie nastał pierwszy weekend. Cudowny, słoneczny i ciepły dzień powitał uczniów szkoły. W dormitorium chłopców jako pierwszy wstał Remus. Po cichu obudził Syriusza.
- Łapo, pomożesz mi? - zapytał z chytrym uśmieszkiem.
- Luniak, jest chyba ósma rano - rzekł na to z wyrzutem Syriusz.
- Na pewno się rozbudzisz jak powiem, że mam zamiar się zemścić - powiedział dumnie Remus.
- Ooo! Kto to? Co mu zrobimy? - pytał podniecony Syriusz.
- Jeden szóstoklasista sypnął na mnie profesorowi Slughornowi i mam zaległy szlaban - wycedził przez zęby.
- Co takiego zrobiłeś Lunatyku? - zakpił Syriusz. - Nasz wzorowy Remus jednak potrafi się bawić!
- Przestań! Jedna łajnobomba, nic więcej - usprawiedliwił się Remus. - Pomożesz mi się odegrać?
- Z przyjemnością - rzekł na to zadowolony Syriusz. Wstał, wziął ubrania i razem z Remusem poszli do łazienki prefektów, gdzie zwykle się włamywali. Wzięli poranny prysznic, umyli się przebrali i poszli odłożyć piżamy. Dumali nad tym czy przed tym nagannym wybrykiem pójść na śniadanie? Stwierdzili, że raczej tak. Po tej zemście muszą szybko ukryć się w pokoju wspólnym Gryffindor'u. Zjedli sałatkę owocową do tego chleb posmarowany masłem orz kawa. Nauczyciele rzucali im powitalne uśmiechy, a oni odpowiadali niewinnymi minami. Zjedli pośpiesznie i wyszli, czekając aż z pokoju wspólnego Ravenclaw'u wyjdzie winowajca. Nie musieli czekać, stał przed dormitorium jakby czekał na ich przybycie.
- Rób swoje - zwrócił się do Syriusz. Ten poszedł do sąsiedniego korytarza, a wrócił w postaci psa. Podszedł do szóstoklasisty, a ten dał się złapać w przynętę. Remus pewny, że nikt go nie zobaczy rzucił zaklęcie często używane przez James'a.
- Levicorpus! - szepnął i chłopak od razu poszybował do góry nogami. Syriusz powstrzymywał się od płaczu. Remus rzucił kolejne zaklęcie różdżką Syriusza i szóstoklasiście spadły spodnie. Ludzie zgromadzeni przy tej scenie wybuchnęli śmiechem. Ośmieszony chłopak szarpał się w powietrzu, Syriusz nie mógł wytrzymać i pobiegł w inny korytarz, a wrócił w postaci człowieka całkowicie rozbawionego tą całą sytuacją. Świadkiem tego zdarzenia był Albus Dumbledore, który stał patrząc na tego chłopaka bez współczucia.
- Dobrze, dosyć tego! Kto to zrobił? Proszę się rozejść! - przepchnął się przez tłum i zaczął krzyczeć do uczniów. Remus upuścił różdżki i szóstoklasista spadł na zimną posadzkę. Zawołał Syriusza szeptem i razem pobiegli do salonu Gryfonów roześmiani do łez.
- Lunatyk, Łapo gdzie byliście? - zapytał James siedząc na kanapie przy kominku ocierając oczy. Remus i Syriusz opowiedzieli im wszystko, ze szczegółami. Wszyscy śmiali się do łez.
* * *
Po południu wszyscy czterej poszli na lekcję latania. Nowa nauczycielka pani Hooch stanęła naprzeciwko ich i kazała dosiąść miotły. Każdy zgodnie z poleceniem usiadł na miotle i wzbił się w powietrze.
- Dziś poćwiczymy rzucanie kaflem do celu! - oznajmiła pani profesor. Jak zwykle James popisywał się przed dziewczynami, choć najbardziej zależało mu na tym, by ściągnąć uwagę Lily Evans. Nie miała najmniejszej ochoty patrzeć na niego, była bardziej zajęta słuchaniem tego co mówi do nich profesor Hooch.
- Więc jako pierwsza na ochotniczkę zgłosiła się panna Evans, zapraszam - powiedziała uprzejmie podając jej kafla. - Podasz go do Petera, Peter do panny Bones, panna Bones do James'a, a pan James do Syriusza, zrozumiano? Wszystko robione w locie nie w miejscu! - mówiła surowo profesor Hooch. - Trzy, dwa, jeden, START! - wszyscy ruszyli. Lily dwa razy okrążyła boisko i zgodnie z poleceniem pani Hooch podała go Peterowi. Peter o mało co nie spadł z miotły, zebrał się w sobie i podał go ponurej dziewczynce siedzącej beznamiętnie na miotle, złapała i od razu bez ruchu podała go James'owi.
- MIAŁ BYĆ RUCH! - krzyknęła do niej nauczycielka. Wzruszyła ramionami. James próbując się popisać zrobił slalom nad boiskiem, obrócił się do góry nogami i podał Syriuszowi, który szczerzył zęby do trzecioklasistek obserwujących na trybunach lekcję. Przeleciał obok Remusa, Lily, Petera, okrążył pętlę i rzucił w nią. Trzecioklasistki zaczęły klaskać.
- Moje drogie czy wy nie macie przypadkiem lekcji? Kto jest waszym opiekunem? - zapytała profesor Hooch podlatując bliżej do grupki dziewczyn. Spuściły głowy i weszły do zamku.
- Evans obyś w następnym meczu grała tak dobrze - to miała być zaczepka od strony James'a.
- O mnie się nie martw, lepiej martw się o siebie. Już ta piłeczka, którą masz złapać ma większy iloraz inteligencji od Ciebie Potter - warknęła Lily.
- Nie bądź taka cięta kiedyś będziesz musiała się ze mną umówić Evans - powiedział James podlatując bliżej.
- W najdalszych snach, owszem - zakpiła i odleciała.
- Jeszcze kiedyś mi się uda - powiedział do wyraźnie zdziwionego słowami Lily, Remusa.
- Dziś poćwiczymy rzucanie kaflem do celu! - oznajmiła pani profesor. Jak zwykle James popisywał się przed dziewczynami, choć najbardziej zależało mu na tym, by ściągnąć uwagę Lily Evans. Nie miała najmniejszej ochoty patrzeć na niego, była bardziej zajęta słuchaniem tego co mówi do nich profesor Hooch.
- Więc jako pierwsza na ochotniczkę zgłosiła się panna Evans, zapraszam - powiedziała uprzejmie podając jej kafla. - Podasz go do Petera, Peter do panny Bones, panna Bones do James'a, a pan James do Syriusza, zrozumiano? Wszystko robione w locie nie w miejscu! - mówiła surowo profesor Hooch. - Trzy, dwa, jeden, START! - wszyscy ruszyli. Lily dwa razy okrążyła boisko i zgodnie z poleceniem pani Hooch podała go Peterowi. Peter o mało co nie spadł z miotły, zebrał się w sobie i podał go ponurej dziewczynce siedzącej beznamiętnie na miotle, złapała i od razu bez ruchu podała go James'owi.
- MIAŁ BYĆ RUCH! - krzyknęła do niej nauczycielka. Wzruszyła ramionami. James próbując się popisać zrobił slalom nad boiskiem, obrócił się do góry nogami i podał Syriuszowi, który szczerzył zęby do trzecioklasistek obserwujących na trybunach lekcję. Przeleciał obok Remusa, Lily, Petera, okrążył pętlę i rzucił w nią. Trzecioklasistki zaczęły klaskać.
- Moje drogie czy wy nie macie przypadkiem lekcji? Kto jest waszym opiekunem? - zapytała profesor Hooch podlatując bliżej do grupki dziewczyn. Spuściły głowy i weszły do zamku.
- Evans obyś w następnym meczu grała tak dobrze - to miała być zaczepka od strony James'a.
- O mnie się nie martw, lepiej martw się o siebie. Już ta piłeczka, którą masz złapać ma większy iloraz inteligencji od Ciebie Potter - warknęła Lily.
- Nie bądź taka cięta kiedyś będziesz musiała się ze mną umówić Evans - powiedział James podlatując bliżej.
- W najdalszych snach, owszem - zakpiła i odleciała.
- Jeszcze kiedyś mi się uda - powiedział do wyraźnie zdziwionego słowami Lily, Remusa.
* * *
Na kolacji wszyscy Gryfoni podziwiali przedstawioną w gazecie nową miotłę wyścigową.
- JEJ! To nowy Nimbus 1500! - podziwiali chłopcy.
- Ej! Zejdźcie z drogi, dajcie ludziom przejść! - wrzeszczał Syriusz. Grupka się rozstąpiła i zerknęli na gazetę, w której była fotografia Nimbusa. Remus zaczął czytać na głos:
- JEJ! To nowy Nimbus 1500! - podziwiali chłopcy.
- Ej! Zejdźcie z drogi, dajcie ludziom przejść! - wrzeszczał Syriusz. Grupka się rozstąpiła i zerknęli na gazetę, w której była fotografia Nimbusa. Remus zaczął czytać na głos:
Nimbus 1300
Nowa miotła wyścigowa wysokiej klasy! Jest szybka i sterowna Smukła i lśniąca z dębową rączką i długim ogonem zrobionym ze starannie dobranych witek. Poręczny oraz niezawodny w meczach ligi w Quidditch'u. Wyprodukowane przez "Miotły Wyścigowe Nimbus" (czyt. s. 23).
Remus skończył czytać. To streszczanie zrobiło duże wrażenie na Huncwotach. James jak zwykle pobiegł do pokoju wspólnego napisać do rodziców list z prośbą o zakupienie miotły wyścigowej.
Kochani rodzice!
Chciałbym was prosić o kopno nowej miotły wyścigowej ( zdjęcie i artykuł w kopercie ). Jest naprawdę świetna! Teraz chyba każdy poprosił rodziców, żeby im ją kupili! Nie dajcie się prosić... Mój Zamiatacz jest już stary i zużyty potrzebuję nowej miotły. Bądźcie rozsądni i mi ją kupcie póki nie dostaniecie żadnego listu skarżącego się na moje zachowanie... Może to być nagrodą za to, że jeszcze takiej skargi nie dostaliście, co może być szczęściem dla mnie. Pozdrawiam!
James.
Skończył pisać, zakleił kopertę, dołączył artykuł i poszedł do sowiarni po szkolną sowę. Po drodze spotkał Lily Evans.
- Evans! Myślałem, wiedziałem, że nie będziesz się długo gniewać! - krzyknął James. Lily to zignorowała. - Gdzie zapodziałaś Smarkerusa?!
- NIE MÓW TAK O NIM! - jej krzyk odbił się po całych błoniach.
- Evans! Myślałem, wiedziałem, że nie będziesz się długo gniewać! - krzyknął James. Lily to zignorowała. - Gdzie zapodziałaś Smarkerusa?!
- NIE MÓW TAK O NIM! - jej krzyk odbił się po całych błoniach.
- Evans przecież wiesz, że to zwykły smark, po co marnujesz na niego czas? - powiedział podchodząc do niej i opierając się ręką o ścianę zamku.
- Mogła bym to samo powiedzieć o Tobie! - powiedziała sprowokowana Lily.
- Evans czemu się ze mną nie umówisz? - zapytał.
- Zrozum, nie masz szans, nie staraj się nawet! - rzekła wściekła Lily.
- Jak ja lubię jak Ty się wściekasz - powiedział szczerząc zęby. Lily odeszła wściekła czerwona na twarzy.
--------------------
Nawet jeżeli jesteś anonimem możesz komentować! Mam nadzieję, że się podoba, pozdrawiam!
-Huncwot.
- Mogła bym to samo powiedzieć o Tobie! - powiedziała sprowokowana Lily.
- Evans czemu się ze mną nie umówisz? - zapytał.
- Zrozum, nie masz szans, nie staraj się nawet! - rzekła wściekła Lily.
- Jak ja lubię jak Ty się wściekasz - powiedział szczerząc zęby. Lily odeszła wściekła czerwona na twarzy.
--------------------
Nawet jeżeli jesteś anonimem możesz komentować! Mam nadzieję, że się podoba, pozdrawiam!
-Huncwot.